piątek, 20 lipca 2012

Dzień 5, środa 18 lipca 2012,

Leśna polana nad jeziorem Cerbureni k. Curtea de Arges (RO) 1345 km – motel w Bogdanesti (RO) 1610 km

Wydarzenia dnia: naprawa japońskiego motocykla patykiem i kamieniem

Zmieniamy kierunek na wschodni. Ruszyliśmy w stronę Braszowa, chcąc po drodze zwiedzić zamek hr. Draculi, który okazał się dobrze zachowanym XIV-wieczną warownią górującą nad doliną.


Było wszystko, czego w takim miejscu można się spodziewać: niskie sufity, wąskie korytarze, tajemne przejścia, ciasne kręte schody, krużganki i malutki dziedziniec ze studnią na środku. Były też toalety, które niektórzy z nas okupowali dość długo.

W tym czasie Bobik przekonywał Olę, jak fajnie im razem ze sobą.
Gdy wracaliśmy do motocykli, Ida spotkała koleżankę – Asię „Palestynę”. Wyściskały się i ucieszyły z niespodziewanego spotkania.
Po zakupach i obiedzie na parkingu przed Realem w Braszowie, ruszyliśmy dalej. Na wyboistych drogach zaliczyliśmy krótki przymusowy postój. W motocyklu Artura lewy tłumik zaklinował się na śrubie tylnego koła i zablokował wahacz. Z enduro zrobił się chopper. Trzeba było odgiąć tłumik.
Do pracy przystąpił Grześ, który znalezionym pasterskim kijkiem i kamieniem, a potem gołymi rękami załatwił sprawę.


Pod wieczór znaleźliśmy nocleg w przydrożnym motelu i podsumowaliśmy dzień przy zimnym piwie. 

Jutro rano opuszczamy Rumunię, kraj górzysty, zapewniający piękne widoki w czasie jazdy. Mnóstwo górskich tras, niestety z kiepskiej jakości nawierzchnią. Poza pięknymi górami kraj sprawia wrażenie, jakby wszystko tu było wiecznie w budowie. Setki rozpoczętych, wyglądających na porzucone budów, gdzie spojrzeć - lekki bałagan, ale ludzie tu mili, otwarci. Ceny w sklepach podobne do polskich. Z policją kłopotów nie mieliśmy żadnych.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz