wtorek, 17 lipca 2012

Dzień 2, niedziela 15 lipca 2012

Miszkolc (H ) 614 km – pagórek k. Calinesti Oas (RO) 844 km

Wydarzenie dnia: Prezes stawia arbuza, czym zapoczątkowywuje nową świecką tradycję

Wczorajsze heinekeny były zimne i dobrze nam smakowały, więc trochę późno wstaliśmy. Ujechaliśmy niewiele, przy okazji przekraczając granicę węgiersko-rumuńską. Jazda przypominała trochę zabawę z burzą w kotka i myszkę – co chwilę po lewej lub prawej błyskało i grzmiało, ale nas jakoś omijało.
Po drodze spotkaliśmy parę na z Torunia chopperze i grupę czterech motocykli ze Śląska w drodze do Bułgarii.
Wzdłuż szosy i co chwilę stoją stragany z owocami. W końcu przy którymś Artur nie wytrzymał i zakupił 16-kilogramowego arbuza „na miejscu”.


Pierwszy olbrzym był w środku lekko nadpsuty, więc sprzedawca wyciągnął kolejnego. Ten już słodki był i soczysty. Objedliśmy się wszyscy i jeszcze trochę zostało.
Po krótkich i bezowocnych poszukiwaniach kampingu znaleźliśmy piękny pagórek nad zalewem i tam rozłożyliśmy biwak. Dziewczęta urzekł zachód słońca nad wodą. Podobno w nocy coś (ktoś?) chodziło wokół namiotów, coś chrząkało i tupało, ale rano żadnych śladów nie znaleźliśmy.


O świcie Bobik wybrał się na ryby, ale nic nie złowił.

Potem z naszego pagórka obserwowaliśmy wyścigi furmanek, zmierzających na targ w pobliskiej wsi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz