Wtorek 24, Środa 25 lipca 2012
Kamping w Koktebel (UA) 2760 km – dzikie pole namiotowe w Sewastopolu (UA) 2980 km
Wydarzenie dnia: Jałta
Znów upał od wczesnych godzin rannych, ale nie ma zmiłuj. Wbijamy się skóry i kombinezony i ruszamy w stronę Jałty. Ponad sto km przez schodzące prosto do morza góry: podjazdy, zjazdy, serpentyny. Nierówna nawierzchnia i dość spory ruch. No i fale gorącego powietrza uderzające w nas co chwilę. To było chyba najtrudniejsze sto km na naszej wyprawie.
Ida, która rano czuła się kiepsko, postanowiła zostać na kampingu i razem z Grzesiem wyruszyć trochę później. Dogonili nas dopiero w Jałcie.
W mieście zaparkowaliśmy blisko centrum, przebraliśmy się w krótkie spodenki i klapki i ruszyliśmy na bulwar nadmorski.
Powitał nas Lenin, patrzący z góry na tłumy spacerowiczów otaczające stragany z muszelkowym badziewiem i łakociami. Dalej było trochę śródziemnomorskiej roślinności i nowoczesnych apartamentowców z widokiem na morze.
Pod Leninem chłopaki znów zrobili „Świebodzin” a Marcin pożyczył od miejscowych chłopaków deskorolkę i wykonał kilka popisowych tricków.
Późnym popołudniem ruszyliśmy w stronę Sewastopola. Jak zwykle dojechaliśmy po zmroku i poszukiwanie miejsca na noclegu odbywało się po ciemku. I tym razem się nam poszczęściło: rozbiliśmy się w wielkim opuszczonym sadzie. Drzewa dawały cień a do plaży było 200 m. Blisko był też bulwar z knajpami, sklepami, straganami i dyskotekami, dudniącymi do wczesnych godzin rannych.
Następnego dnia rano poszliśmy na plażę i tam na leżakach, w cieniu pod baldachimem byczyliśmy się cały dzień. Po piwo i inne napoje wystarczyło zrobić dwa kroki, tyle samo było do ciepłego morza.
Wieczorkiem podjęliśmy trud zwiedzenia miasta. Najpierw busikiem do przystani, potem promem na drugi brzeg zatoki, w ok. 20 min. znaleźliśmy się w centrum na bulwarze. Znów mnóstwo spacerowiczów, poza tym kilka pomników sławiących bohaterów kolejnych sewastopolskich batalii i jak zwykle stragany.
Przyjemną odmianę stanowiły grające na żywo zespoły. Przebój Zombie grupy Cranberries w wykonaniu miejscowego Koornaga porwał publiczność i napełnił ich kapelusz datkami.
Płynąc promem przez zatokę mijaliśmy chyba z pół rosyjskiej Floty Czarnomorskiej z niszczycielem Moskwa na czele.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz